Jesteś tutaj

Alpy Graickie - obóz górski

2016
Lipiec
22
piątek
Mont Blanc, fot. Przemek Szewczyk
Data:
piątek, Lipiec 22, 2016 - 00:00 do niedziela, Sierpień 7, 2016 - 00:00
Miejsce:
Chamonix
Organizatorzy:

Na przełomie lipca i sierpnia, 10-osobową grupą (5 członków Klubu i 5 sympatyków) udaliśmy się na kolejną Klubową wyprawę w Alpy (w historii Klubu była to już 17. wyprawa alpejska). Tym razem naszym celem było przemierzanie szlaków, podziwianie przyrody oraz poznawanie historii Alp Graickich.

Aby się dostać w Alpy, przebyliśmy dwudniową podróż autostradami polskimi, niemieckimi oraz szwajcarskimi. Granicę szwajcarsko-włoską przekroczyliśmy na widokowej Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda (2469 m n.p.m.). Po drodze mieliśmy nocleg w okolicy Bazylei, dokładniej po francuskiej stronie, w miejscowości Huningue. Popołudniu nie odpuściliśmy sobie oczywiście zwiedzenia tego ciekawego miasta położonego nad Renem.

Pierwszy tydzień spędziliśmy po włoskiej stronie, w urokliwej Dolinie Aosty. Naszą bazę stanowił camping Lo Stambecco w Valnontey, położony na wysokości blisko 1700 m n.p.m (osobiście zdecydowanie polecam ten camping wszystkim wybierającym się w tą okolicę). Valnontey znajduje się 3 km na południe od Cogne – jednej z głównych miejscowości wypadowych w najstarszym włoskim parku narodowym – Parco Nazionale Gran Paradiso. To właśnie masyw Gran Paradiso, najwyższego szczytu położonego całkowicie we Włoszech, dumnie piętrzył się na horyzoncie z naszego campingu. Pierwszą połowę tygodnia poświęciliśmy na wędrówki w pobliżu Cogne. Podczas pięknych widokowo tras, zdobyliśmy Tsaplanę (2681 m n.p.m.) oraz Penna Sengię (2617 m n.p.m.). Obie wysokości jak na ten rejon nie są oszołamiające, jednak suma podejść wyniosła odpowiednio 1200 i 900 m. Część grupy zamiast na Penna Sengia, ze schroniska Vittorio Sella, zaatakowała 2 przełęcze – Col Lauson (3296 m n.p.m.) oraz Col della Rosa (3195 m n.p.m.). W planach mieliśmy jeszcze zdobycie trzytysięcznika – Punta Fenilia (3053 m n.p.m.), jednak z powodu zagrożenia burzowego, wędrówkę skróciliśmy (jedna osoba nie zrezygnowała i stanęła na szczycie) i zeszliśmy do Lillaz. Wioska ta znajduje się na wschód od Cogne, znana jest głównie dzięki pięknym trzystopniowym kaskadom.

Całkowicie wykorzystane 3 pierwsze dni pozwoliły na myślenie o wyższych górach. Na początek wybór padł na Gran Paradiso. Zważając na nasze umiejętności, wybraliśmy oczywiście najłatwiejszą opcję podejścia. W tym celu musieliśmy przejechać blisko 60 km do Pont, gdzie na parkingu dokończyliśmy przepakowanie i ruszyliśmy licznymi zakosami do słynnego schronisko Vittorio Emanuele II, położonego na wysokości 2734 m n.p.m. Tam udało nam się dostać nocleg w bardzo przystępnej cenie, w starym schronisku z końca XIX wieku. Z racji długiego podejścia lodowcem, musieliśmy wyjść stosunkowo wcześnie. Nastąpiło to parę minut po 4 rano. Początkowo szło się dosyć ciężko (brak jednoznacznej ścieżki, w ciemnościach…). Po niecałych dwóch godzinach dotarliśmy do czoła lodowca (na szczęście już o jasności), gdzie uformowaliśmy się w dwa zespoły trzyosobowe i ruszyliśmy w górę. W pięknej pogodzie (zdecydowanie lepszej niż w roku 2007), raz bardziej stromo, raz mniej, raz węziej, ale z reguły szerokim lodowcem z nielicznymi szczelinami, chwilę po 9 stanęliśmy na szczycie Gran Paradiso! Najwięcej trudności przysporzyło ostatnie kilkadziesiąt metrów wspinaczki mikstowej, na raczej zatłoczonej, dość przepaścistej grani szczytowej. Warto wspomnieć, że dla niektórych był to pierwszy zdobyty czterotysięcznik, dlatego też radość była ogromna. Po krótkim odpoczynku i kilku fotografiach rozpoczęliśmy długie schodzenie do schroniska… a dalej na parking (łącznie tego dnia podeszliśmy ponad 1300 m i zeszliśmy ponad 2100 m…)

Wieczorem nie było nadmiernego świętowania, wszak na następny dzień zaplanowaliśmy kolejne ambitne wyjście. Skoro świt wyruszyliśmy z campingu i udaliśmy się (z kilkoma przygodami, które skutecznie opóźniły nasz przyjazd) do kurortu narciarskiego – Breuil-Cervinii, nad którym górował przepiękny Matterhorn… Jednak nasz cel był zdecydowanie łatwiejszy. Skorzystaliśmy z dostępnej infrastruktury turystycznej w postaci kolejek i wjechaliśmy na wysokość 3500 m n.p.m. W tym miejscu sezon narciarski trwa cały rok, dlatego w wagoniku część osób jechała z rakami i czekanami, część z rowerami, a część z nartami… Z Plateau Rosa (właśnie tu dojechaliśmy kolejką) ruszyliśmy początkowo stokiem narciarskim (trzeba było uważać na pędzących narciarzy), a następnie weszliśmy na Klein Matterhorn (3883 m n.p.m.). Dla wielu innych turystów miejsce to jest dopiero początkiem wędrówki (wjeżdża tu kolejka ze strony szwajcarskiej). W tym miejscu spięliśmy się linami (tym razem 2 zespoły czteroosobowe) i udaliśmy się na Breithorn. Szczyt (4165 m n.p.m.) osiągnęliśmy stosunkowo szybko. Z trudności można wymienić bardzo silne porywy wiatru oraz dużą liczbę wspinaczy (wpływ pobliskiej kolejki górskiej oraz wędrówka w weekend). Breithorn, podobnie jak Gran Paradiso, dla niektórych był pierwszym czterotysięcznikiem, z kolei dla wszystkich najwyższym dotychczas zdobytym szczytem. Nie mogliśmy jednak sobie pozwolić na nadmiernie długą radość na górze… Musieliśmy zdążyć na ostatnią kolejkę w dół (co ostatecznie się udało).

Tymi dwoma wymagającymi dniami skończyła się nasza włoska przygoda z górami… i trzeba było ruszyć do Francji! Po drodze zatrzymaliśmy się w Aoście. Miasto może poszczycić się wspaniałą historią sięgającą 25 roku p.n.e. Oprócz uroczej starówki, zobaczyliśmy pozostałości budowli z czasów rzymskich (łuk triumfalny, most, mury miejskie, ruiny amfiteatru). Po blisko dwugodzinnym włóczeniu się po mieście udaliśmy się do naszego kolejnego celu – europejskiej stolicy sportów górskich – Chamonix. Tam spędziliśmy kolejne kilka dni.

Mieszkaliśmy na campingu Les Marmottes, położonym nie w samym Chamonix, tylko w Les Bossons. Wioska była bardzo dobrze skomunikowana z centrum Chamonix oraz z wszystkimi stacjami kolejek górskich (które zdecydowanie ułatwiały planowanie i uatrakcyjniały trasy). Zarówno w samym Chamonix, jak i z niemal wszystkich szlaków wokół, niesamowite wrażenie robiły widoki na masyw Mont Blanc. W ciągu kilku dni, podziwialiśmy go z wielu perspektyw.

Dwukrotnie wjechaliśmy na Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.). Za pierwszym razem pogoda nie była zgodna z prognozami, co za tym idzie chmury skutecznie ograniczały widoczność. Dlatego też zdecydowaliśmy się na ponowny wjazd, w bezchmurnej pogodzie. Szokujące dla nas były budynki wybudowane na litej skale, winda w środku góry i wiele innych odważnych rozwiązań architektonicznych. Wspaniale prezentowała się trasa na Dach Europy wiodąca przez Mont Blanc du Tacul i Mont Maudit…

Będąc w Chamonix warto przejść trasy balkonowei (można by je porównać do Magistrali w Tatrach Słowackich). Nam udało się wędrować fragmentami Grand Balcon Sud i Grand Balcon Nord, poprowadzonymi od 1000 do 1500 m nad Chamonix. W ramach dróg balkonowych weszliśmy między innymi na Le Brevent (2525 m n.p.m.). Zbocza tej góry są bardzo popularne wśród paralotniarzy. Dzięki sprzyjającym warunkom pogodowym, liczne paralotnie wspaniale komponowały się ze zlodowaconym masywem Mont Blanc. Mieliśmy również przyjemność wejścia do groty w najdłuższym francuskim lodowcu – Mer de Glace.

Niestety z różnych przyczyn (nie tylko zależnych od nas) nie zdecydowaliśmy się na atak na najwyższy szczyt Europy. Niejako na pocieszenie, ostatniego dnia wjechaliśmy Tramwajem Mt Blanc do Nid d’Aigle, skąd ruszyliśmy do schroniska Tete Rousse. Patrząc na wykończonych zdobywców Mont Blanc, mogliśmy poczuć klimat tej wspinaczki… i czuliśmy, że zdecydowanie wrócimy tu za jakiś czas.

Jak to bywa podczas urlopu (nawet dwutygodniowego) czas bardzo szybko minął i trzeba było wrócić do Polski. Tym razem zdecydowaliśmy się na bezpośrednią jazdę z Chamonix do Poznania i Gniezna. Myślę, że wyjazd można zaliczyć do udanych. Poznaliśmy nowe tereny górskie, „pobiliśmy” nasze rekordy wysokości, nabraliśmy nowych doświadczeń. Zapewne wrócimy w Alpy w ciągu najbliższych lat, może za trzy lata, może za dwa, może za rok?

Tekst: MM

Zdjęcia:
w głównej mierze: Przemek Szewczyk (https://www.facebook.com/PasjaSzewska/
pozostałe - inni uczestnicy