Na ten wyjazd zaprosiłem kol. kol. Anetę, Anię Andrzeja, Marcina z Tarnowa i Mikoła-ja . Wylot nad ranem z Okęcia i od razu widać było oszczędności LOT-u: po batoniku i kilku łykach wody mineralnej. Cóż, kryzys, ale czy my pasażerowie go wywołaliśmy i czy powinniśmy za niego odpowiadać?
(Erewań) : Po przylocie do Tbilisi z przygodami przejazd do Erewania. Tam lokujemy się w hostelu „Central” i już wieczorem podziwiamy przez 50` „tańczące” fontanny (zdj) na Pl. Republiki. Jeszcze trochę zwiedzania i spać. Nazajutrz zwiedzamy kościół Katogike (zdj), Muzeum Matenadaran, gdzie są ważne zbiory rękopisów, nawet z IV w pne. (zdj), muzeum militarne pod pomnikiem Matki Armenii (zdj) a później „Kaskady” (zdj). Jest to zespół pozio-mów fontann o zróżnicowanym wystroju i centrum kulturalne Erewania (zdj). Na koniec dnia trafiamy jeszcze na „Wernisaż” tj. miejsce prezentacji i i handlu suwenirami (zdj).
Aragats: podjeżdżamy nad jez. Kari (3200 m npm) i rozbijamy namioty (zdj). Tego samego dnia wchodzimy jeszcze na Aragats pd. i mamy piękne widoki na jego krater (zdj). Następnego dnia wchodzimy na Aragats pd i zach.(4008 m npm zdj). Tu „łapie” nas deszcz. Dzień kończymy piwkiem …. Następnego dnia wracamy do Erewania , mijając po drodze zwiedzamy m.in. pierwsze kościoły w Sanghmosawan nad efektownym rzecznym wąwozem i we wsi Ohanawan.
Erewań cd: zwiedzamy dziś Muzeum Zagłady Ormian z ogrodem drzew sadzonych m.in. przez Jana Pawła II (zdj). Jedziemy marszrutką do Eczmiadzynu. Tam zwiedzamy muzeum posiadającą Świętą Włócznię i zbiory sakralne w muzeum klasztornym (zdj). Stam-tąd przejazd do Zwartnoc z ruinami katedry z VII w (zdj). Pracowity dzień kończy wieczór Marcina w towarzystwie naszej gospodyni Suzany (zdj). Kolejny dzień to zwiedzanie zespołu klasztornego w Geghard (klasztor Św. Włóczni – zdj) i pobliskiego zespołu świątynno – pałacowego w Garni (zdj).
Tatew i Goris: Żegnamy wygodny Erewań i mamy długi przejazd do zespołu klasz-tornego w Tatew na pd. Armenii. Po drodze Khor Virap i widoki na Ararat – świętą górę Ormiam (zdj). Monastyr w Tatew trochę mnie rozczarował. Sądziłem, że będzie bardziej efektowny. Po drodze jeszcze zaliczamy „Diabelski Most” z ładnymi naciekami wapieni i to dwukrotnie. Nazajutrz jeszcze niektórzy podziwiają wąwóz rz. Worotan z najdłuższej na świecie kolejki linowej „Skrzydła Tatewu”. Dzięki uprzejmości młodej Ormianki kierującej wycieczką (zakładowa ?) przejeżdżamy do miasta Goris. Miasto będzie się nam kojarzyć głównie jako nieoświetlone nocą, głębokimi rynsztokami i z wypiekiem lawaszu.
Sisjan, przełęcz Sulema i Martuni: Dziś przejazd do Sisjan. Po drodze megality Zorac Karer z II w pne. (zdj). Zwiedzanie miasta ograniczamy do kościoła Sisawan (zdj)z jego przy-kościelnym cmentarzem i pobliskim cmentarzem poległych w walkach o Górny Karabach (zdj). Po intensywnym poszukiwaniu noclegu w namiotach, śpimy w nadrzecznym skwerze w centrum miasta. O dziwo jest spokojnie i nikt nas nie niepokoi (zdj). Rano marszrutką przejazd pod przełęcz Sulema (2410 m). Tam kolejny nocleg w namiotach w sąsiedztwie zajazdu dla karawan z XIII w (zdj). Karawanseraj Selim wywiera na nas wielkie wrażenie, a jest co podziwiać. Atrakcją są też kąpiele w korycie – poidle dla zwierząt …. Rano udaje się nam podjechać do Martuni prawie że za darmo. Tam po posiłku w knajpce, jej właściciel załatwia nam przejazd i zwiedzanie wulkanu Armaghan, a jest co podziwiać … (zdj), tam znów doświadczamy ormiańskiej gościnności, a czas nieubłagalnie ucieka. Zdążyliśmy jeszcze przejechać brzegiem jez. Sewan do Ayrivank. Tam nocleg nad tym pięknym jeziorem i mamy nocne zwiedzanie tamtejszego kościółka (zdj), którego nikt nie ochrania. Rano podziwiamy wschód słońca i po kłopotach z zejściem do wody, kąpiel w Sewanie. Na raty zwiedzamy w pobliskiej wsi ruiny twierdzy z II – I w. pne. I przejazd okazją do m. Sewan. Marszrutką podjeżdżamy pod klasztor Sewanawank. Tam zwiedzanie całego kompleksu świątynnego ze starym seminarium, a przedtem jest porządny obiad z rybą w roli głównej. Nocujemy na półwyspie ponad kościołem, na małej polance. Jest ciepło i spokojnie, a widoki przepiękne...
Dilijan, Goshawank, Wanadzor i Dendropark: jedziemy teraz do monastyru Gosha-wank (zdj) otoczonego pięknymi lasami. W Dilijan zwiedzamy jego starą „uzdrowiskową” zabudowę i ładne miejskie muzeum sztuk pięknych z XIX i XX w. wreszcie nocleg pod da-chem! Rano przejazd do Wanadzor. Tam szybko zwiedzamy tzw. Czarny Kościół z ładnym cmentarzem przykościelnym oraz pierwszą cerkiew prawosławną. Jedziemy w kierunku Stiepanawanu, aby dotrzeć do tzw. dendroparku, tj. parku założonego przez polskiego zesłańca w l. 30-tych XX w. a słynącego z drzew iglastych. Jeszcze w Wanadzor kierowca marszrutki zatrzymuje się przy budowie, na której pracowałem w 1989 roku. Później prze-jeżdżamy przez tunel budowany przez polskich zesłańców w XIX w. i szczególną wieś Fiole-towo. Pod sam Dendropark podwozi nas busem jego strażnik. Zwiedzamy go (zdj) i później po obiadokolacji w knajpce poniżej Parku, nocujemy na skraju lasu w namiotach pod ruiną kościoła z IV w. Był to chyba nasz najbardziej romantyczny (nie mylić z romansowym) nocleg. Też nikt się nie interesował, nawet myśliwy, który rano polował w naszym sąsiedztwie.
Alawerdi, Tbilisi i GDW: przez Wanadzor dojeżdżamy do Alawerdi. Tam śpimy u zna-nej przez wszystkich kierowców marszrutek p. Iriny. Zwiedzamy zespół klasztorny Sanahin (zdj), gdzie trzeba podjechać ponad tamtejszą, nieczynną kopalnię rud miedzi, jej zakładową kolejką (zdj). Po tym monastyrze jeszcze z Mikołajem zwiedzamy muzeum braci Mikojanów. Sławniejszy z nich był konstruktorem wojskowych Mig-ów (zdj). Oprowadzała nas wnuczka założycielki tego obiektu, a jej babcia uczyła się razem z Mikojanami. Wieczorem wódeczka z p. Iriną i jej mężem. Nazajutrz jedziemy do Bagratashen na granicę z Gruzją i do Tbilisi. Tam po małych perypetiach jedziemy metrem (zdj) i pieszo do przyjaznego Polakom hostelu „Opera”. Pod wieczór trochę szwendamy się po centrum (zdj) i zjadamy pyszną kolację w regionalnej knajpce przy Pl. Św. Jerzego (zdj). Nazajutrz jedziemy na cały dzień Mitsubishi Pajero na Gruzińską Drogę Wojenną. Ale to już poza programem tego obozu i to inna bajka.
Relacja kierownika Tadeusza Gajdy.