Gdzie można uczcić 45-lecie “Ornaku”, jeśli nie na Ornaku? Z tego założenia wyszliśmy organizując nasz wrześniowy wyjazd w Tatry. A właściwie trzy wyjazdy. Oto relacja z jednego z nich:
Na wyjazd zarezerwowaliśmy pięć dni, pierwszy z nich to właściwie podróż z Poznania do Krakowa, a potem Zakopanego i przejście Doliną Kościeliską do Schroniska na Hali Ornak (1108 m n.p.m.). Ciekawostką jest fakt, że to schronisko nie posiada podłączenia do sieci elektrycznej, a cała energia pozyskiwana jest z paneli słonecznych oraz generatora. Stąd też, po 22:00 w pokojach światło już gaśnie.
Drugi dzień zaczęliśmy wcześnie. Lub “za wcześnie” jak uważali co mniej wyspani uczestnicy wyjazdu. Ale zaplanowana trasa była dość długa, a poza tym - nie ma nic lepszego niż poranek na otoczonym rosą szlaku, zanim pojawią się na nim tłumy. Zielonym szlakiem ruszyliśmy w stronę Doliny Tomanowej - już od samego początku łatwo było zauważyć dlaczego okulary przeciwsłoneczne to obowiązkowe wyposażenie każdego turysty - wstające słońce witało nas bardzo radośnie i intensywnie. Twardym Grzbietem dotarliśmy na Ciemniak (2096 m n.p.m.), który dostarczył niesamowitych i zapierających dech w piersiach widoków: między innymi na Granaty, Świnicę i Krywań. Stamtąd ruszyliśmy na kolejne szczyty Czerwonych Wierchów: Krzesanicę (2122 m n.p.m.) i Małołączniak (2096 m n.p.m.). Z tego ostatniego można bardzo łatwo rozróżnić Giewont, na który patrzymy z góry. Z chmur wyłaniała się bardzo charakterystyczna Świnica, jednak dużą część szczytów Tatr Wysokich skryła przed nami niestety mgła.
Z Małołączniaka zeszliśmy przez Czerwony Grzbiet i Kobylarzowy Żleb (odcinek stanowi wyzwanie dla zmęczonych kolan), Przysłop Miętusi i Ścieżką nad Reglami do Doliny Kościeliskiej, którą wróciliśmy na Halę Ornak. Po przeżyciach całego dnia, ostatni odcinek wydawał się już dość nużący, ale w końcu prowadził do schroniska i czekającego w nim, zasłużonego obiadu!
Trzeciego dnia byliśmy umówieni z pozostałymi dwoma wycieczkami na spotkanie na Ornaku (1854 m n.p.m.), zaplanowane na 13:00, na które wyruszyliśmy wczesnym rankiem idąc przez Przełęcz Iwaniacką. Na samym Ornaku część grupy postanowiła poczekać już na umówione spotkanie, a tymczasem pozostali wyruszyli przez Siwą Przełęcz i Liliowy Karb, kierując się w stronę Bystrej. Ta jednak skryła się nieśmiało w chmurach i wyraźnie sugerowała, że żadnymi widokami nas nie uraczy. Wróciliśmy więc na Ornak - prawie wszyscy, bo trójka (Michał, Filip i Mateusz) postanowili, że skoro Bystra taka niegościnna, to wybiorą się na Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.).
Tymczasem wszystkie trzy grupy spotkały się na Ornaku, by uczcić 45. rocznicę powstania Klubu. Odśpiewaliśmy nasz hymn, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie (trafiło od razu na Facebooka, oczywiście!) i po krótkim świętowaniu ruszyliśmy z powrotem do schroniska.
Następny dzień przywitał nas pokazując, że zanosi się na deszcz. “Zanoszenie się” zmieniło się w srogą ulewę dokładnie w momencie, w którym mieliśmy wychodzić. Ze zwiedzania jaskiń Mroźnej, Raptawickiej czy Mylnej raczej nici. Zakładaliśmy oczywiście, że w samych jaskiniach padać nie będzie (taka cecha jaskiń), ale trzeba by do nich jakoś dotrzeć. Gdy w ciągu dnia przestało padać, wybraliśmy się na krótką wycieczkę nad Smreczyński Staw, zakładając że przedłużymy ją jak tylko pogoda pozwoli. Nie pozwoliła. A szkoda, bo następnego dnia, kiedy musieliśmy już wracać, było po prostu pięknie.
Pomimo, że musieliśmy zmieniać nasze plany - i tak było świetnie. Tatry mają to do siebie, że potrafią zmęczyć wymagając wspinaczki, ale rekompensują to niezapomnianymi widokami - dzielimy się niektórymi na zdjęciach, ale oczywiście żadne z nich nie dorówna rzeczywistości.
Tekst: Bartek Swojak
Foto: Ania Graj, Filip Krause, Bartek Swojak