„KORONA EUROPY 2016”
Wyprawa „KORONA EUROPY 2016” została zorganizowana pod hasłem „Dziewczyna z perłą”. Spotkanie z tajemniczą bohaterką obrazu Jana Vermeera było jedną z licznych atrakcji tegorocznego wyjazdu.
Odwiedziliśmy: Niemcy, Luksemburg, Belgię, Francję i Holandię. Podziwialiśmy cudowną naturę i wspaniałe zabytki, ale mieliśmy także możliwość bliżej poznać historię oraz zatrzymać się przy grobach poległych w czasie I i II wojny światowej.
Wszystko zaczęło się (jeśli nie liczyć kilkusetkilometrowej trasy) od akcentu górskiego, „zdobycia” zamku Wartburg. Aby podziwiać ten zabytek wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, należało pokonać spore wzniesienie. Warto było! Nie tylko ze względu na interesującą panoramę,
ale i samą budowlę. Ciekawe wnętrza, kolumny, sklepienia, meble, biblioteka, pokój Marcina Lutra.
Heidelberg – to kolejny na naszej trasie przystanek (i to nieco dłuższy, bo z noclegiem na malowniczo położonym campingu nad rzeką Neckar). Zamek, uniwersytet, piękna starówka, kramy wokół... kościoła, stary most. Miasto tętniące życiem, przepełnione muzyką i... kuchnią z różnych zakątków świata.
Niedzielny poranek rozpoczęliśmy od wizyty w Spirze (Speyer). Już na samym początku miły akcent, wśród herbów miast partnerskich – Gniezno. Odwiedzamy, największą w Europie, wybudowaną w stylu romańskim na przełomie XI/XII w. i wpisaną na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, Katedrę Najświętszej Marii Panny i św. Szczepana. To monumentalna budowla, w której panuje wyjątkowa atmosfera (dopełniana poprzez dźwięki organów).
Na terenie Niemiec mieliśmy możliwość zobaczyć także Ramstein, największą amerykańską bazę lotniczą w Europie.
Potem, tym razem już na terenie Francji, w pobliżu Veckring, gratka dla miłośników militariów – Fort Heckenberg będący częścią Linii Maginota. Kompleks wybudowany w latach 1930-1933 miał być ochroną granicy francuskiej przez ewentualną inwazją ze strony Niemiec. W tym podziemnym mieście było prawie wszystko, m.in. kaplica, sypialnie, magazyny, kuchnia, stołówka, szpital. Krążyliśmy korytarzami, wchodziliśmy do bunkrów, przemieszczaliśmy się podziemną kolejką i podziwialiśmy potęgę ludzkiego umysłu. Eksponowano tam także uzbrojenie, umundurowanie, zdjęcia. Interesujący był również pokaz obsługi wysuwanej ponad powierzchnię ziemi pancernej wieży z obrotowym działkiem. Cały kompleks wraz z oryginalnym wyposażeniem zachował się do czasów obecnych w praktycznie nienaruszonym stanie.
Po pobycie w Forcie Heckenberg nocowaliśmy w Thionville, na campingu pięknie położonym nad Mozelą.
Kolejny dzień – to pobyt w Luksemburgu i wizyta w stolicy Wielkiego Księstwa. Spacer po mieście, zamek, Katedra Notre Dame, Pałac Wielkich Książąt, pozostałości twierdzy, piękna panorama.
Najważniejszym punktem pobytu w Luksemburgu było, jak na członków klubu górskiego przystało, zdobycie najwyższego „szczytu” tego państwa. Dotarliśmy na Kneiff (co nie było wcale takie proste, gdyż nawet niektórzy mieszkańcy tych okolic, nie potrafili wskazać właściwej drogi), stanęliśmy na wysokości 560 m n.p.m. i w ten sposób mamy kolejny diament zaliczany do „Korony Europy”! Warto było! Z wzniesienia można podziwiać wspaniałe widoki!
Potem następny akcent górski, Signal de Botrange – najwyższy szczyt Belgii. Tym razem weszliśmy nie tylko na 694 m n.p.m., ale również 6 m wyżej (jeżeli doliczymy wieżę, którą postawiono na szczycie, dzięki czemu sztucznie zwiększono wysokość tego punktu). Byliśmy tam po raz kolejny (wcześniej w roku 2002). Rekompensatą – bezkresne wrzosowiska i jagody!
Znów Francja i spotkanie z wielką historią. Verdun – miejsce jednej z bitew I wojny światowej, toczonej od lutego do grudnia 1916 roku. Walki te przeszły do historii jako "piekło Verdun". W zamierzeniu dowództwa niemieckiego starcia te miały spowodować wykrwawienie się armii francuskiej. Po serii ataków i kontrataków, w których obie strony poniosły ciężkie straty (łącznie wyniosły ponad 700 tys. zabitych, rannych oraz zaginionych), Verdun pozostało w rękach Francuzów. Józef Piłsudski przyjechał do Verdun 6 lutego 1921 roku i udekorował miasto Krzyżem Virtuti Militari (uroczystość ta została utrwalona na fotografii, którą widzieliśmy w jednym z miejsc pamięci).
Na rozległym terenie liczne pamiątki przeszłości – pomniki, a przede wszystkim cmentarze.
Chwila zadumy w Ossuarium Douaumont, upamiętniającym żołnierzy poległych pod Verdun. Ich prochy zostały umieszczone we wnętrzu budowli oraz w kryptach. Wizyta w muzeum wojennym i wejście na wieżę, skąd roztacza się widok na pola walki oraz jeden z największych cmentarzy wojskowych we Francji.
Po noclegu na campingu w okolicy Verdun, następny dzień rozpoczęliśmy od zwiedzenia gotyckiej katedry Notre-Dame w Reims (wpisanej na listę UNESCO). Zachwyt budziła misternie wykonana fasada, bogata w liczne dekoracje rzeźbiarskie, a także wspaniałe portale, rozety. Wnętrze równie imponujące, nie tylko rozmachem (długość świątyni 141 m), ale tym, co je wypełniało.
Przemierzając drogi Francji, wielokrotnie mijaliśmy cmentarze wojenne. Kolejny, przy którym się zatrzymaliśmy – to Ambleny.
Las Compiègne – to słynne miejscem podpisywania aktów zawieszenia broni (11 listopada 1918 roku między siłami walczącymi w pierwszej wojnie światowej, natomiast 22 czerwca 1940 roku – w czasie II wojny światowej). Spotkania odbywały się w wagonie
na trasie kolejowej, przebiegającej przez środek lasu.
Wyjątkowe muzeum: replika wagonu, zdjęcia, filmy, odznaczenia, rzeczy osobiste uczestników tamtych wydarzeń.
Nocleg w Les Andelys – jednym z najpiękniejszych miejsc w północnej Francji. Spacer po mieście, jakże innym niż tętniący życiem Heidelberg. Podziwiamy kredowe klify, zakole Sekwany, interesujące domy i podświetlany różnobarwnie zamek. „Gośćmi” na campingu były m.in. łabędzie, kaczuszki (którym bardzo smakowało nasze jedzenie).
Kolejny dzień – „Omaha” – kryptonim jednego z odcinków (przydzielonych Amerykanom) lądowania aliantów w Normandii. Wizyta w muzeum, w którym umieszczono liczne eksponaty związane z wydarzeniami nie tylko z 6 czerwca 1944 roku, kiedy to po prawie 10 godzinach walk, plaża została zdobyta (powodzenie natarcia zostało okupione ok. 3 tysiącami zabitych, rannych i zaginionych alianckich żołnierzy). Mnóstwo militariów, ale także rzeczy osobistych uczestników walk (w tym również akcenty polskie).
Plaża, świadek wydarzeń potyczek bitwy o Normandię i wśród kilku flag umieszczonych na masztach, ta, dla nas najważniejsza, biało-czerwona.
Udajemy się również na Amerykański Cmentarz Wojskowy w Colleville-sur-Mer, na którym pochowanych jest ponad 9 tysięcy żołnierzy amerykańskich, poległych podczas bitwy o Normandię. Tysiące krzyży, gwiazdy Dawida – wszystko z marmuru (którego biel kontrastuje z zielenią trawy), mnóstwo ludzi odwiedzających ten cmentarz i przejmująca cisza, podkreślająca powagę miejsca.
Kolejne muzeum, tym razem amerykańskie, upamiętniające D-Day, mapy, zdjęcia i głos spikera odczytujący listę nazwisk poległych. To robi wrażenie!
Wieczorem zwiedzamy kolejny obiekt wpisany na listę UNESCO – Mont Saint-Michel – wyspę połączoną z kontynentalną Francją groblą (długości 1800 m). Wyjątkowe miejsce. Podziwiamy opactwo benedyktyńskie, wędrujemy po licznych schodach, korytarzach, salach i próbujemy poczuć tę niecodzienną dla nas atmosferę.
Z góry doskonale można obserwować odpływy i przypływy morza. Potem jeszcze spacer wąskimi uliczkami miasteczka, ostatnie spojrzenie na opactwo w świetle zachodzącego słońca i powrót autobusem (niezawodnym środkiem lokomocji łączącym wyspę z lądem) na parking. Potem przesiadka do naszego niezastąpionego pojazdu i... kierunek camping.
Dzień następny rozpoczynamy w Falaise. Zwiedzamy katedrę i zamek (jak się okazuje – nieodzowne elementy francuskiego krajobrazu).
Szukając polskich śladów, docieramy na Mont Ormel (Maczugę). Wyjątkowy punkt, ciekawe muzeum. Po wysłuchaniu historii bitwy o wzgórze 262, naszym oczom ukazało się miejsce, o które w sierpniu 1944 roku Polacy (m.in. 1 Dywizja Pancerna generała Stanisława Maczka) walczyli z wojskami niemieckimi o kontrolę nad masywem. Zajęcie i utrzymanie strategicznego północnego wzgórza 262 miało kluczowe znaczenie dla operacji zamknięcia kotła pod Falaise. Bitwę upamiętnia wzniesiony na szczycie wzgórza pomnik w kształcie muru.
Po lekcji historii, wizyta w Camembert, wsi, w której pod koniec XVIII wieku opracowano ścisłą recepturę produkcji sera. Pamiątkowe zdjęcia, zakupy, ale i degustacja. Ser pyszny, warto spróbować na miejscu, jednak nie polecamy przywozić go w formie prezentu, ze względu na wyjątkowy „aromat”.
Kolejną atrakcją był nie tylko przejazd przez Most Normandzki (długości ponad 2 km), rozpięty nad rozlewiskami Sekwany, ale również możliwość obserwowania tego cudu techniki z platformy widokowej.
Miasteczko Etretat – miejsce, które potrafi zauroczyć chyba każdego. Klify, morze i niesamowite widoki. Spacerujemy, korzystając z odpływu, docieramy na plażę ukrytą wśród skał, podziwiamy „Słonie wodne” – kolejne cudo, tym razem natury! Potem coś dla „górali”, zdobycie klifu i kolejna uczta dla oczu,
tym razem z innej perspektywy.
Później strawa dla ciała: mule, creme bruelle i inne kulinarne smakołyki.
Następnego dnia podziwiamy jedną z najwspanialszych budowli francuskiego gotyku, katedrę pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny w Amiens, obiekt wpisany na listę UNESCO.
Potem byliśmy w miejscach znanych z wojny stuletniej, będącej wynikiem walk o sukcesję tronu Francji, do którego rościli sobie prawa angielscy władcy. Najpierw pole pod Crécy, gdzie w roku 1346 miało miejsce starcie zbrojne. Następnie Azincourt, miejscowość, pod którą w roku 1415 rozegrała się jedna
z ważniejszych bitew. Wizyta w muzeum, gdzie w ciekawy sposób wykorzystano możliwości techniczne XXI wieku (m.in. poprzez wszechobecne multimedia).
Nocleg spędziliśmy w Gandawie. To belgijskie miasto odwiedziliśmy w czasie festiwalu, dlatego też wieczorem camping, a szczególnie „strefa młodzieżowa”, w której spaliśmy, znacznie się wyludnił. Następnego dnia, gdy my wyjeżdżaliśmy, aby pozwiedzać, inni dopiero wracali do swych namiotów.
Gandawa – to zabytki, ale i „festiwalowe pamiątki” (takie, o których lepiej nie wspominać). Spacerowaliśmy po centrum. Odwiedziliśmy Katedrę św. Bawona, w której podziwialiśmy m.in. „Adorację Mistycznego Baranka” dzieło Huberta i Jana van Eyck.
Stamtąd udaliśmy się do holenderskiego miasta Breda, które zostało wyzwolone 29 października 1944 roku spod niemieckiej okupacji przez 1 Dywizję Pancerną dowodzoną przez Stanisława Maczka. Byliśmy na polskim cmentarzu wojskowym, gdzie pośród mogił żołnierzy znajduje się także grób generała. Ci, którzy opiekują się tym miejscem, dbają również o to, aby rosnące tam kwiaty podkreślały nasze barwy narodowe.
Potem kolejny zabytek wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO – 19 wiatraków w pobliżu miejscowości Kinderdijk. Jest to jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Holandii (o czym świadczyły tłumy turystów).
Można powiedzieć, że sobotnie popołudnie było ukoronowaniem wyprawy. Wtedy to bowiem dotarliśmy do Hagi, do Mauritshuis, Królewskiej Galerii Malarstwa, na spotkanie „Dziewczyny z perłą”. Poza bohaterką obrazu Jana Vermeera, podziwialiśmy m.in. dzieła Rembrandta, Fransa Halsa, Antoona van Dycka.
Po nocy spędzonej na campingu w pobliżu Hagi, udaliśmy się do Amsterdamu („Wenecji Pólnocy”). Spacerowaliśmy wzdłuż licznych kanałów, widzieliśmy tysiące rowerów – najpopularniejszy środek lokomocji w Holandii. Byliśmy m.in. w zabytkowym śródmieściu, Dzielnicy Chińskiej, ale i... Dzielnicy Czerwonych Latarni.
Uwieńczeniem naszej wyprawy była wizyta w Rijksmuseum, holenderskim muzeum narodowym. Wśród zbiorów znajdują w nim nie tylko cenne obrazy, ale także rzeźby i sztuka użytkowa. Podziwialiśmy m.in. dzieła Rembrandta („Wymarsz strzelców”), Jana Vermeera („Mleczarka”), Fransa Halsa („Portret młodej pary”), Jana Willema Pienemana („Bitwa pod Waterloo”).
Po opuszczeniu muzeum i zrobieniu ostatnich pamiątkowych zdjęć, udaliśmy się w drogę powrotną. Do pokonania mieliśmy prawie 1000 kilometrów.
I tak oto kolejna wyprawa z cyklu „KORONA EUROPY” dobiegła końca. To opis zaledwie pewnej części tego, co udało nam się zobaczyć i przeżyć w czasie kilkudniowego wyjazdu. O innych atrakcjach tej podróży już nie wspominam – ze względu na cierpliwość czytelników!
Pogoda sprzyjająca podziwianiu pięknych zakątków Europy, właściwa temperatura (odpowiednia średnia – biorąc pod uwagę tę na zewnątrz i wewnątrz samochodu), dobry humor wkalkulowany w koszty wyjazdu – to recepta na udaną wyprawę. Ale, aby sukces był zapewniony, przede wszystkim potrzebni są ludzie, dzięki którym to taka ekspedycja może się odbyć!
W „KORONIE EUROPY 2016” uczestniczyli: Ela – dbająca o nasze finanse i... żołądki, Sławek – pomysłodawca wyprawy, pilot, przewodnik, Adam – odpowiedzialny za właściwą trasę i bezpieczną prędkość oraz pisząca te słowa.
Wróciliśmy zadowoleni, wzbogaceni w wiedzę, z ogromnym bagażem pełnym zdjęć, folderów, pamiątek oraz... wspomnień!