„V Przesilenie Letnie” przeszło już do historii.
A wszystko zaczęło się w roku 2013 wyjazdem do „Kamiennych Kręgów” w Odrach, potem był „Marsz ku słońcu” (notabene króciutki, bo zaledwie dwudziestodwukilometrowy), następnie spotkanie na Ślęży i rok temu na Złotej Górze (niedaleko Konina).
Kiedy kilka lat temu Sławek wymyślił imprezę turystyczną „na powitanie lata”, chyba sam nie przypuszczał, że znajdzie się tak liczna grupa zapaleńców, którzy nie bacząc na wszelkiego rodzaju niedogodności, rezygnując ze snu (lub śpiąc w marszu na szlaku), zechce zamienić domowe pielesze na … wielką niewiadomą. Tak było i tym razem.
Na piąte spotkanie „miłośników wschodów, zachodów i oczywiście gór” (jak reklamował organizator) zgłosiło się trzynastu chętnych.
Główny logistyk opracował szczegóły, zaplanował trasę, przekonał kierowców (sobie tylko znanymi sposobami), rozlokował pasażerów w busie oraz samochodzie osobowym i już mogliśmy wyruszyć.
Gniezno, Małachowo Złych Miejsc, Witkowo, Strzałkowo, potem już tylko kierunek Babia Góra.
Wyprawa zbiegła się z początkiem wakacji (23 czerwca), więc drogi nie były puste. Kierowcy, Adam i Piotr, zaopatrzeni w spory bagaż cierpliwości, pokonywali kolejne odcinki trasy. Ich zapału nie studziły nawet kilkukilometrowe korki.
Około 1.00 (już 24 czerwca) byliśmy na miejscu, czyli na Przełęczy Krowiarki (1012 m n.p.m.). Przygotowanie do wędrówki i … wypoczęci, zrelaksowani wielogodzinną jazdą, wyruszyliśmy na czerwony szlak. Nieodzowne okazały się czołówki, noc była bowiem pochmurna. I tak krok po kroku, wsłuchując się w otaczające nas odgłosy przyrody i własne oddechy, pokonywaliśmy kolejne metry trasy. Gdy dotarliśmy na Sokolicę (1367 m n.p.m.), krótki odpoczynek (i możliwość podziwiania panoramy, tylko nie o tej porze dnia). Na początku na szlaku byliśmy sami. Jednak wkrótce okazało się, że amatorów przesilenia letniego spędzanego na Babiej Górze jest znacznie więcej. Zmienia się roślinność, wysokie drzewa ustępują kosodrzewinie, co niewątpliwie świadczy o tym, że jesteśmy coraz wyżej. Później już tylko kamienie.
Kilka minut po 4.00 w komplecie zdobywamy Diablak (1725 m n.p.m.). Na szczycie tylko my, wiatr i … tłum turystów. Z niecierpliwością oczekujemy wschodu słońca. Na próżno. Żadnych widoków (nie licząc tych, które mają pod powiekami ci szczęśliwcy, którzy już tu kiedyś byli i trafili na odpowiednią pogodę). Nie nudzimy się jednak, podziwiamy modne w tym sezonie ubiory, poza kurtkami i polarami, królują śpiwory i … folie srebrno-złote. W czasie, gdy jedni śpią (oczywiście nie dotyczy to naszej grupy), inni przechodzą błyskawiczny kurs gwary śląskiej (może to się kiedyś przyda). Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia i czas na opuszczenie szczytu.
Schodzimy czerwonym szlakiem. Coraz lepsza widoczność. Na Przełęczy Brona (1408 m n.p.m.) sesja fotograficzna (szkoda, że dopiero teraz chmury odsłoniły piękno Babiogórskiego Parku Narodowego). Są i pierwsze, tak długo przez nas oczekiwane, promienie słońca. Od razu robi się raźniej. W doskonałym nastroju docieramy do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Liczyliśmy na gorącą herbatę i jajecznicę. Niestety, ale kuchnia będzie czynna za kilka godzin (jest dopiero 6.00). Odpoczywamy, zjadamy zapasy i tym razem szlakiem niebieskim udajemy się ponownie na Przełęcz Krowiarki. Podziwiamy przy tym piękno Beskidu Żywieckiego w blasku promieni słonecznych.
Kolejny etap naszej wyprawy – to jedna z najdłuższych wsi w Polsce (ok. 18 km). Tam, w myśl hasła „Wypoczywaj z pocztą”, spróbujemy się zrelaksować. Grzesiu zarezerwował dla nas pokoje w centrum Zawoi. Postanowiliśmy zrobić noc z … dnia. Kilka godzin snu i z nowymi siłami udajemy się na degustację miejscowych specjałów (m.in. kwaśnicy, pierogów z bobem, oscypkiem i żurawiną oraz szpinakiem i fetą, ciast, lodów).
Później spacer po Zawoi. Do malowniczego kościółka (z XIX w.), położonego na „Szlaku architektury drewnianej”, docieramy, gdy trwają przygotowania do ślubu. Podziwiamy barokowe ołtarze i polichromię. W oczekiwaniu na przybycie Państwa Młodych, jeden z naszych kolegów zaprzyjaźnia się z druhną i zostaje zaproszony na wesele (do dziś nie wiemy czy dotyczyło to tylko jego, czy może całej grupy). Góralska kapela, niektórzy goście w strojach regionalnych. Nie zostaliśmy na ślubie, to i weselu trzeba było zapomnieć.
Wieczorem ponownie spacer, aby podziwiać panoramę nie tylko Zawoi, ale i okolic. Mimo późnej pory nie sposób zabłądzić, mnóstwo świetlików.
Jeszcze tylko niepowtarzalne trio. Wystąpiło „Ich dwóch i ona jedna” (czyli Grzesiu, Zbyszek i … gitara). Nocne Polaków rozmowy, potem czas na sen.
Niedzielny poranek rozpoczęliśmy miłym (i niewątpliwie smacznym) akcentem, mianowicie MasterChef Adam serwował przygotowaną przez siebie jajecznicę. Po uczcie dla ciała (a konkretnie naszych żołądków), opuszczamy gościnną Zawoję i udajemy się w dalszą trasę.
Po drodze niespodzianka. Zatrzymujemy się w Suchej Beskidzkiej, przed nami kolejny obiekt na „Szlaku architektury drewnianej”, „ta karczma <Rzym> się nazywa”. Aby przybliżyć atmosferę tego miejsca, Grzesiu recytował balladę Adama Mickiewicza „Pani Twardowska”. Podziwiamy znakomitą pamięć i gratulujemy zdolności aktorskich!
Atrakcyjne widoki, Jezioro Żywieckie, zapora w Tresnej, Góra Żar. Docieramy do Przełęczy Przegibek (663 m n.p.m.) w Beskidzie Małym, skąd wyruszamy na niebieski szlak.
Trasa malownicza, mnóstwo ludzi, upał, słońce (którego tak brakowało na Babiej Górze), piękna panorama m.in. na Bielsko-Białą. Krótki wypoczynek przed schroniskiem i wędrówka na Czupel (933 m n.p.m.) – jeden ze szczytów zaliczanych do Korony Gór Polski. Pamiątkowe zdjęcia, rozmowa z mieszkańcami … Zawoi, którzy często wchodzą na kapryśny Diablak i twierdzą, że tylko nielicznych wita on przyjazną aurą (może i nam kiedyś pogoda dopisze).
Czas wracać. Jeszcze tylko odpoczynek przed Schroniskiem PTTK na Magurce (909 m n.p.m.), zejście na parking i droga powrotna.
Cmentarz w Tychach – chwila zadumy i refleksji przy grobach ofiar lawiny pod Rysami w 2003 roku oraz Ryśka Riedla, wokalisty zespołu Dżem.
Pokonujemy kolejne kilometry. Witkowo wita nas ulewnym deszczem, natomiast Gniezno podwójną tęczą. I tak oto eskapada na Babią Górę dobiega końca.
Dziękujemy Sławkowi za to, wymyślił taki sposób powitania lata i zabrał nas na tegoroczną wyprawę! Wierzymy, że ten cykl będzie kontynuowany!
Jak mówią słowa jednej z piosenek „W życiu piękne są tylko chwile…”. Niewątpliwie tych wspaniałych momentów w czasie „V Przesilenia Letniego” było sporo!